smierc” doskonale pasowało do tego, co zobaczyła w lustrze.
Spróbowała szerzej otworzyc usta. Potworny ból przeszył jej twarz. Wstrzymała oddech. - Jeszcze przez kilka dni, a mo¿e nawet tygodni, bedzie pani odczuwac pewien dyskomfort. Zapisze pani leki przeciwbólowe. A teraz dobra wiadomosc. Szczeka pieknie sie zrosła. - Ka¿da dobra wiadomosc jest mile widziana - mrukneła Marla. Lekarz zachichotał i mrugnał do niej. - Ale prosze sie nie przemeczac. Teraz potrzebuje pani odpoczynku. Spokoju. I na pani miejscu jeszcze przez jakis czas nie grałbym w hokeja bez maski. - Zapamietam to sobie. Lekarz usmiechnał sie katem ust. - Dobrze. Prosze te¿ pojawic sie u doktora Hendersona to on przeprowadzał pierwsza operacje. Mo¿e skieruje pania na przeswietlenie ¿eby sprawdzic, czy kosci zrosły sie prawidłowo, choc moim zdaniem wszystko jest w porzadku. - Dziekuje - powiedziała, zadowolona, ¿e ju¿ po wszystkim - A jak tam ¿oładek? - Robertson wrzucił rekawiczki do małego chromowanego kosza na smieci. - Lepiej. Znacznie lepiej. - Powinnas była powiedziec komus, ¿e masz mdłosci. - w oczach Aleksa malował sie wyrzut. Patrzył na nia spod zmarszczonych brwi wydymajac usta. 240 - A mo¿e ty powinienes był byc w domu - odparła rozdra¿niona Alex zmru¿ył oczy. - Pracowałem. - Było po jedenastej. Alex zacisnał usta, a spojrzeniem, które jej rzucił, mo¿na było ciac granit. - Pewnie nie pamietasz, ¿e du¿o pracuje, Czesto do bardzo pózna. Dlatego własnie zatrudniłem Toma. Gdybys nie była taka uparta - Urwał i gniew zniknał z jego twarzy. - Posłuchaj, martwie sie o ciebie rozumiesz? - Potarł kark dłonia. - Okropnie mnie przestraszyłas. - Sama te¿ sie wystraszyłam - powiedziała Marla, ale postanowiła nie wszczynac kłótni. - Mam ju¿ tego dosc. - Jak my wszyscy - odparł Alex. Robertson umył rece w przymocowanej do sciany umywalce - Pamiec wraca powoli? - wycierajac rece, spojrzał na odbicie Marli w lustrze. - Powoli. Nie jest najlepiej, ale pewne rzeczy wracaja. Dzisiaj własnie przypomniały mi sie narodziny Jamesa. Katem oka dostrzegła, ¿e Alex zesztywniał nagle, a w jego oczach pojawiło sie zdumienie... nie, nie zdumienie, niepokój... - Naprawde? - spytał. - To swietnie. Cudownie. – jego usmiech wydawał sie szczery. Prawie. - I przypomniał mi sie wypadek - dodała. - Kiedy jechałam tu z Nickiem, zza rogu ulicy wyjechał drugi