zapyziałym SoCal Inn, idealnym miejscu na samobójstwo. Tani. Intymny. Z widokiem na
basen, jeśli ktoś sobie życzył. Hayes obracał szklankę w dłoniach. – Dobra, dajmy spokój bzdurom. O co chodzi? Bentz wypił kolejny łyk piwa, sięgnął do kieszeni i wyjął kserokopię pomazanego aktu zgonu. Wyjaśnił, że nadano go w Culver City, a przesyłka trafiła na jego wydział. – No i? – Hayes wzruszył ramionami. – Ktoś sobie robi głupie żarty. Bentz skinął głową. – Ale to nie wszystko. – Położył na stole zdjęcia Jennifer. – Ktoś też mnie podkręca. – O cholera. To Jennifer, tak? Zdjęcia są nowe, jak się domyślam? – W każdym razie tak mam myśleć według tego, kto mi je wysyła. Hayes przyglądał się im uważnie. – Podobna? – Jak dwie krople wody. – Ale... Dwie krople wody sprzed lat? Zero dodatkowych kilogramów, ani śladu zmarszczek... – No właśnie. – Skurczybyk. – Hayes długo przyglądał się zdjęciom. Po chwili wrócił wzrokiem do aktu zgonu. Zmrużył oczy. Teraz przynajmniej słuchał uważnie. – Ktoś udaje Jennifer. – Ale dlaczego? – Hayes zastanawiał się na głos. – Nie wiem, ale kobieta nie robi tego sama. Przecież ktoś zrobił te zdjęcia. – Czyli spisek? Żeby doprowadzić cię od obłędu? Bentz skinął głową. – Strasznie to wszystko naciągane – mruknął Hayes, ale jego oczy, jakby na przekór słowom, wróciły do fotografii. – No dobra, kupuję to. Zacznij od początku. Bentz opowiedział mu – od samego początku w szpitalu, gdy ocknąwszy się ze śpiączki, poczuł zapach Jennifer i zobaczył ją aż do spotkania w ogrodzie koło domu. Pominął kobietę na przystanku, ponieważ widział ją z daleka, więc mógł się pomylić. Gdy skończył, Hayes podsumował: – Czyli ta kobieta była i w Nowym Orleanie, i w Los Angeles. Jakimś cudem wiedziała, kiedy odzyskasz przytomność... A potem wróciła tutaj na sesję zdjęciową? – Nie. Jeśli wierzyć datom na fotkach, jeździła w kółko między Kalifornią a Luizjaną. – W takim razie w dokumentach linii lotniczych powinien zostać jakiś ślad. – Ktoś już to sprawdza; na razie nic. – Może posługiwała się fałszywym nazwiskiem. – Fałszywe nazwisko to Jennifer Bentz – stwierdził, chcąc przekonać samego siebie. – Muszę się dowiedzieć, kim jest i czego chce. – I potrzebujesz mojej pomocy. – Hayes zachował czujność. – Owszem. – Czyli? Bentz opowiedział o telefonie z budki. – Chciałbym obejrzeć zdjęcia z kamer ulicznych w tej okolicy, ewentualnie taśmy z systemów alarmowych okolicznych sklepów albo jeszcze lepiej satelitarne zdjęcia ulicy. – Masz skromne wymagania, niech cię. O ile mi wiadomo, na razie nie popełniono żadnego przestępstwa. – Chyba że w grobie Jennifer leżą inne zwłoki. – To bzdura. Bentz nie był w stanie bronić swojego punktu widzenia, chociaż próbował. Wróciła kelnerka, postawiła przed nimi wielkie półmiski, ostrzegła, że są bardzo gorące, i zapytała, czy życzą sobie czegoś jeszcze. – Ja dziękuję – mruknął Bentz. Hayes tylko pokręcił głową. – Jakby co, dajcie znać. – Odwróciła się szybko i podeszła do stolika, przy którym przed chwilą usiadły cztery kobiety. Ledwie zniknęła, Hayes stwierdził: – A więc chcesz, żebym za pomocą środków wydziału pomógł ci ustalić, kto się z tobą droczy.